Majówka. Naród zapędzony w Dzikie Bieszczady, przejęty brakiem miejsca parkingowego i zapatrzony w zapierające dech w piersiach widoki.
Stojący w korkach klną na innych, wolniejszych. Szanowny kierowco rajdowy, któremu opony kleją do asfaltu na skinienie palcem - ciężko ci zrozumieć przyjezdnych, nie przyzwyczajonych do górskiego terenu? To nie jedź w góry podczas długich weekendów - proste. Każdy ma prawo do publicznej drogi i cieszenie się urlopem, bez klaksonów.
Stojący w korkach klną na innych, wolniejszych. Szanowny kierowco rajdowy, któremu opony kleją do asfaltu na skinienie palcem - ciężko ci zrozumieć przyjezdnych, nie przyzwyczajonych do górskiego terenu? To nie jedź w góry podczas długich weekendów - proste. Każdy ma prawo do publicznej drogi i cieszenie się urlopem, bez klaksonów.
Przepełnione ludzkim bytem szlaki, a na nich zmordowana roślinność. Bezpańskie śmieci i coraz silniejsza woń obsikanych krzaków. Blaknące widoki z każdym zdjęciem i słońce zmęczone opalaniem. Ptaki zawracają, bo zbyt tłoczno. Zwierzęta uciekły na kraniec świata, żeby przypadkiem się komuś nie napatoczyć. To są właśnie te Dzikie Bieszczady?
Gdzieś opodal jest sielska kraina, gdzie spotkać można tylko siebie. Niedaleko, bo kilkanaście kilometrów przed tymi straganami ze wszystkim. I to są właśnie moje Bieszczady. Tam, gdzie spotkanie zwierzyny nie graniczy z cudem i panuje przejmująca cisza, a w niej słychać samego Boga. Na szlaku trzeba patrzeć na drzewa i pod nogi, żeby w tej zadumie i zachwycie się nie zgubić.
Ostatnio byłam na jednym z bieszczadzkich szlaków. Wydawało mi się, że jest popularny. Byłam przygotowana na spotkanie dużej ilości osób, bo przecież wyjście z Wetliny - miejsce oblegane, do tego szlak graniczny - więc nie byle jaki. Miało to miejsce 3 maja, a więc prawie środek długiego weekendu. Byłam z moim Lubym i spotkaliśmy ok. 10 osób. Było ciepło i słonecznie, więc nie obyło się bez porządnego opalenia - właśnie schodzi mi skóra z ramion. Wolnym krokiem przeszliśmy całą trasę ciesząc się widokami i sobą nawzajem. Napotkani turyści zdawali się być w podobnym błogostanie. Każdy był uśmiechnięty i życzliwy, nie jednokrotnie potoczyły się ciekawe rozmowy i wymiana doświadczeń.
Takie Bieszczady przywracają mi wiarę w ludzi i miejsce, że jeszcze nie do końca spowszedniało tracąc urok dzikości i wyjątkowości. Takich doświadczeń życzę wszystkim zakochanym w górach i tym, którzy jeszcze ich nie poznali. Uwierzcie, Bieszczady nie kończą się za Bieszczadzkim Parkiem Narodowym - tam się dopiero zaczynają.
Dla ciekawych: wychodziliśmy z Wetliny na Płaszę przez Jawornik, Paportną, Rabią Skałę i Dziurkowiec. Na Płaszy w kierunku NE zeszliśmy drogą prowadzącą grzbietem w dół, do dawnej miejscowości Beskid, następnie drogą szutrową doszliśmy do Smereku.
Odcinek graniczny w dużej części był odkryty z pięknym widokiem na Polskę i Słowację, a na drodze szutrowej spotkaliśmy ścieżkę przyrodniczą i retorty.
Odcinek graniczny w dużej części był odkryty z pięknym widokiem na Polskę i Słowację, a na drodze szutrowej spotkaliśmy ścieżkę przyrodniczą i retorty.
Trasę polecam, ale obowiązkowo z kompasem i mapą.
Komentarze
Prześlij komentarz
Napisz coś od siebie...